Dziewięć goli w jednym meczu to osiągnięcie nie lada. W starciu RMF-u z Visioną więcej nastrzelali ich jednak ci pierwsi. Początek nie zwiastował takiego rozstrzygnięcia, bowiem w pierwszych minutach spotkanie zanosiło się na wyrównane. Visiona, choć skupiała się na obronie, robiła to na tyle dobrze, że RMF-owi trudno było przedrzeć się przez jej zasieki. Wykorzystywała też swoje atuty w ofensywie, często uruchamiając podaniami napastników, groźnie strzelających z dystansu. Najbliższy powodzenia w takich próbach był Koczkodaj, ale jego uderzenie sparował golkiper. W końcu obrona Visiony padła i to w najgorszych możliwych okolicznościach: po samobójczym trafieniu. Zawodników tej drużyny kompletnie zbiło to z tropu. Przestali oni chyba wierzyć w uzyskanie korzystnego rezultatu, bowiem ich gra defensywna załamała się. Ostatecznie boisko opuszczali z bagażem siedmiu trafień. Dwukrotnie piłkę do siatki pakowali sobie sami, w pozostałych przypadkach skutecznością wykazali się: Balawejder (2 gole), Mostowik (również dwie bramki, w tym jedna bezpośrednio z rzutu rożnego!) oraz Suder. Dla Visiony zaś trafiali Wilk i Mateusz Stawowiak.
Trzecia wygrana białych, do tego w tak okazałych rozmiarach, to dla nich na pewno dobry prognostyk na przyszłość. Ich rywale również pokazali, że wiedzą o co w piłce nożnej chodzi, jednak zawiodły ich chyba nerwy i świadomość tego, iż byli w stanie w meczu z RMF-em odnieść sukces.